Historia cyrulika – czyli fryzjer, chirurg i dentysta w jednym
Wyobraźmy sobie krakowskie uliczki – gwar na rynku, przekupki oferujące swoje towary, a wśród nich charakterystyczne znaki na budynkach. Wtedy to nie szyldy z fantazyjnymi literami przyciągały wzrok, lecz prosta, ale wymowna symbolika. Na jednym z domów wisiała miednica, na innej fasadzie – czerwono-biały słupek. Oznaczały one jedno: w tym miejscu działa cyrulik, postać tak wszechstronna, że dziś trudno nam sobie wyobrazić, że wszystkie jego profesje łączyła jedna osoba. Oto historia cyrulika.
Cyrulik był mistrzem wielu rzemiosł. Jednego dnia golił i strzygł brody, drugiego wyrywał zęby, a trzeciego nastawiał złamaną kość, a nawet przeprowadzał nieskomplikowane operacje. Jego rola w społeczności była tak istotna, że z czasem stał się czymś więcej niż tylko rzemieślnikiem, a jego dziedzictwo przetrwało wieki.
Cyrulik, Balwierz, Felczer: Kim był ten wszechstronny rzemieślnik?
W średniowiecznym świecie, gdzie podział pracy był znacznie mniej wyraźny niż dziś, postać cyrulika, zwanego również balwierzem, chirurgiem czy felczerem, stanowiła kluczowy element życia codziennego. Już samo pochodzenie nazwy wskazuje na podwójną naturę tego zawodu. Termin „cyrulik” wywodzi się z łacińskiego słowa cirurgicus (pomocnik chirurga), a „balwierz” pochodzi od barbarius, czyli po prostu golibrody. Była to osoba, która na co dzień zajmowała się goleniem, kąpaniem i pielęgnacją włosów, ale jednocześnie, z tej samej dbałości o ludzkie ciało, wykonywała zabiegi medyczne.
Katalog usług cyrulika był imponujący i dziś brzmi wręcz absurdalnie. Obok strzyżenia i golenia, balwierz puszczał krew, wyrywał zęby, nastawiał złamania i leczył lżejsze dolegliwości. Był rzemieślnikiem, a nie uczonym, a jego wiedza pochodziła z ludowych przekazów i praktycznego doświadczenia, co ostro kontrastowało z formalnym wykształceniem uniwersyteckich medyków.
Krwawe realia i proste narzędzia
Średniowieczna medycyna była brutalna i opierała się na wierze, a nie na wiedzy anatomicznej. Jedną z najpopularniejszych metod leczenia było puszczanie krwi, które przetrwało w powszechnym użyciu aż do XIX wieku. Wierzono, że uwolnienie organizmu z nadmiaru „złej krwi” jest w stanie wyleczyć z chorób, które miały „wypłynąć” wraz z nią. Do tego celu używano leczy lub nacinano żyły na rękach, nogach, plecach, a nawet na skroniach.
Narzędzia pracy cyrulika często nie różniły się od tych używanych przez innych rzemieślników. Do amputacji kończyn, które bywały jedynym ratunkiem w przypadku gangreny, używano pił i młotków. Inne, jeszcze bardziej drastyczne zabiegi, jak trepanacje czaszki, przeprowadzano bez żadnego znieczulenia. Cyrulicy musieli posługiwać się rozżarzonym żelazem (kauteryzacją) i gotującą się smołą do przypalania ran, a na rany nakładali chleb z pajęczyną. W czasach, gdy o higienie nikt nawet nie myślał, takie interwencje były równie niebezpieczne, co sama choroba.
Zasadniczy podział w ówczesnej medycynie opierał się na podziale społecznym. Wykształceni na uniwersytetach medycy zajmowali się diagnozowaniem i leczeniem chorób wewnętrznych, uważając, że „brudna”, manualna praca chirurga jest poniżej ich godności. To właśnie ten dystans elity medycznej od pracy fizycznej stworzył przestrzeń dla rzemieślników takich jak cyrulicy, by wypełnili tę lukę. W ten sposób zawód, który łączył strzyżenie z operacjami, nie był anomalią, lecz naturalną konsekwencją ówczesnej hierarchii społecznej.
Symbolika z krwi i bandaży, czyli słup cyrulika
Kto, przechodząc obok współczesnego salonu barberskiego, zastanawiał się nad historią czerwono-białego, kręcącego się słupa? Ten z pozoru dekoracyjny element kryje w sobie makabryczną i fascynującą historię, która jest esencją średniowiecznego rzemiosła. Korzenie słupa cyrulika sięgają Europy, gdzie golibrodowie byli jednocześnie chirurgami. Podczas zabiegu puszczania krwi pacjent trzymał w ręku pręt, który miał ułatwić krążenie. Po zabiegu zakrwawione (czerwone) i czyste (białe) bandaże wieszano na tym pręcie, by wyschły na wietrze. Wiatr skręcał je w spiralę, tworząc wzór, który znamy do dziś.
Na szczycie oryginalnego słupa często znajdowała się mosiężna kula, symbolizująca naczynie na pijawki lub miednicę na zebraną krew. Z czasem te obrazy stały się rozpoznawalnym symbolem cechu, a jego kolory zyskały dodatkowe znaczenie. Czerwień symbolizowała krew, biel – bandaże, a dodawany w Stanach Zjednoczonych błękit miał reprezentować krew żylną lub barwy flagi.
W miarę rozwoju cywilizacyjnego i postępów w medycynie, symbol ten ulegał transformacji. W 1540 roku, po powstaniu cechu balwierzy i chirurgów, uchwalono statut, który nakazywał tym dwóm grupom używanie różnych słupów do rozróżniania usług. Balwierzom przypisano słupy niebiesko-białe, a chirurgom – czerwono-białe. To był jeden z pierwszych kroków w formalnym rozdzieleniu tych profesji. Ostatecznie jednak, to czerwono-biało-niebieski wzór stał się najbardziej rozpoznawalnym znakiem. Dziś, gdy dni puszczania krwi i brutalnych operacji dawno minęły, ten symbol nie budzi już grozy, a jest nostalgicznym hołdem dla tradycji, fachowości i rzemieślniczej spuścizny. To pokazuje, jak kulturowe artefakty mogą przetrwać wieki, kompletnie zmieniając swoje pierwotne, makabryczne znaczenie, by stać się po prostu ikoną stylu.
Cyrulicy na ziemiach piastowskich i jagiellońskich
Historia cyrulika na ziemiach polskich nie była jedynie kopią zachodnich trendów. Była to w pełni zorganizowana i głęboko zakorzeniona profesja z własnymi tradycjami. Pierwszy cech cyrulików w Polsce powstał w Gdańsku w 1454 roku. Trzy lata później, w 1457 roku, król Kazimierz Jagiellończyk nadał mu statut, który stał się wzorcem dla cechów w innych miastach, co pokazuje, że Polska była prekursorem w regulowaniu tego zawodu. Cechy rzemieślnicze były nie tylko organizacjami zawodowymi, ale także wspólnotami społecznymi i religijnymi, które dbały o życie członków zarówno w sferze zawodowej, jak i duchowej, regulując ich udział w nabożeństwach, ucztach i pogrzebach.
Obecność cyrulików w życiu miast jest udokumentowana również w Krakowie, gdzie statut dla tego rzemiosła powstał w 1574 roku. Materialne świadectwa ich istnienia przetrwały w miejskiej architekturze. W Krakowie znajdowała się Baszta Cyrulików, a w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu, stała Kamienica Cechu Cyrulików, spalona w czasie II wojny światowej i odbudowana w latach 1948-49. Dzięki temu, historia cyrulików na ziemiach polskich jest niezwykle namacalna.
Cyrulicy odegrali również ważną rolę w polskiej armii. Król Stefan Batory, doceniając wagę medycyny wojskowej, wprowadził do wojska cyrulików cechowych. Legenda głosi, że pod Pskowem, cyrulik Lucenberger udzielił pomocy ponad tysiącu rannym, co świadczy o ich niezastąpionej roli na polach bitew. Poza rzemiosłem, nazwa „cyrulik” na stałe weszła do polskiej kultury. W XIX wieku powstał ludowy utwór sceniczny „Cyrulik ze zwierzyńca”, a w okresie międzywojennym wydawano popularny satyryczny tygodnik „Cyrulik Warszawski”.
Gdy cyrulik stał się tylko fryzjerem
Zawód cyrulika, mimo swojej użyteczności, musiał ustąpić miejsca postępom naukowym i specjalizacji. Rozdział rzemiosła i medycyny nie był nagłym zdarzeniem, lecz długim procesem. Już w średniowieczu istniał podział na cyrulików, którzy golili i wyrywali zęby oraz chirurgów, którzy wykonywali bardziej skomplikowane operacje. Jednak prawdziwy przełom nastąpił w XVIII wieku, gdy medycyna zaczęła się rozwijać jako nauka. Na przykład w 1745 roku we Francji, a w 1745 roku w Anglii, fryzjerzy i chirurdzy ostatecznie się rozdzielili, tworząc odrębne profesje. Ten sam proces zaszedł w Gdańsku, gdzie cech balwierzy rozwiązano w 1820 roku, gdy prawo pruskie formalnie oddzieliło chirurga od golibrody.
W Polsce to oświecenie przyniosło fundamentalne zmiany. W 1777 roku, dzięki reformie Akademii Krakowskiej dokonanej przez Hugona Kołłątaja, chirurgia stała się wreszcie przedmiotem uniwersyteckim, co ostatecznie podniosło ją z rzemiosła do rangi poważnej dyscypliny akademickiej. Ten krok, w połączeniu z rewolucyjnymi odkryciami takimi jak znaczenie mycia rąk, które udowodnił Ignaz Semmelweis w XIX wieku, położył kres dawnym, niehigienicznym praktykom. Choć Semmelweis spotkał się z ogromnym oporem środowiska, które uznało jego odkrycie za herezję, to właśnie takie przełomy naukowe sprawiły, że era cyrulika jako lekarza dobiegła końca.
W wyniku tych przemian termin „cyrulik” powoli odchodził w zapomnienie, ustępując miejsca bardziej precyzyjnym określeniom, takim jak „golarz” czy „fryzjer”. Pozostało po nim jednak echo w postaci zawodu felczera. Chociaż felczerzy zostali oficjalnie wprowadzeni w Polsce dopiero w latach 50. XX wieku w celu wypełnienia luki po brakujących lekarzach, ich rola była w pewnym sensie kontynuacją tradycji cyrulika. Felczerzy zajmują w hierarchii miejsce między lekarzem a pielęgniarką, posiadając uprawnienia do diagnozowania, leczenia, a nawet wydawania zwolnień lekarskich, co świadczy o tym, że potrzeba wykwalifikowanej, praktycznej profesji medycznej, innej niż ta lekarska, przetrwała do dzisiaj.
Dziedzictwo w brzytwie i skalpelu
Historia cyrulika to opowieść o ewolucji wiedzy, postępu i specjalizacji. To figura, która łączyła w sobie funkcje, które dziś są rozdzielone między chirurgów, dentystów i fryzjerów. Od prostego golibrody do rzemieślnika-lekarza, a ostatecznie do fryzjera, który na dobre porzucił skalpel na rzecz nożyczek.
Jego dziedzictwo pozostaje jednak żywe w symbolach. Słup cyrulika, który w pierwotnej formie był makabrycznym znakiem rzemiosła, dziś stoi dumnie przed zakładami fryzjerskimi, jako ponadczasowy symbol tradycji i dumy zawodowej. To opowieść o tym, jak brutalna rzeczywistość średniowiecza ustąpiła miejsca nauce, a prosty rzemieślnik-artysta stał się fundamentem dla wielu szanowanych profesji, które dbają o nasze zdrowie i wygląd.
Co o tym myślisz? Zostaw reakcję i komentarz